poniedziałek, 23 czerwca 2014

Adore

Ładnie, ładnie, rozkręcamy się! "Adore" to obraz ujmujący widoczkami (malownicze zachody słońca oraz młode męskie klaty) i przyjemnym dla ucha australijskim (udawanym?) akcentem. Opowiada o losach dwóch matek wychowujących niemal wspólnie swoich synów, wyrastających na dwa młode ciacha. Ewidentnie rzecz dzieje się w niezbyt światowym miejscu, ponieważ chłopaki mimo, że wydają się całkiem estetyczni, zabawni i niegłupi, zakochują się nawzajem w swoich matkach, które, wspomnieć należy, też są całkiem nieźle zachowane. Oglądając myślę sobie no dobrze, nie są spokrewnieni, różnica wieku spora, ale nie ma sprawy, kto komu do łóżka zagląda. Gdyby bohaterki nie robiły problemów, nie byłoby o czym robić filmu. Może po prostu jestem zbyt nieskomplikowana i emocjonalnie płytka na takie rozterki, może po prostu nikomu nie patrzę w okna sypialni, romans nawiązał się jak obu chłopaków było już dorosłych... Po prostu nie widzę dramatu na zasadzie greckiej komedii, widzę po prostu ludzką głupotę. Dobrze rozwijający się związek zakończony 'bo już pora żebyś znalazł sobie dziewczynę', a na koniec porzucenie żon i dzieci bez zbędnego wzruszenia ramionami. Były córki - nie ma córek. To jedyne co mam do zarzucenia, kompletny brak perspektywy, końcowa scena pływania sobie na pomoście zbitym z desek, beztrosko, każdy z cudzą matką nie pokazuje co tak naprawdę się stało z dwójką małych dzieci i w tym miejscu głębia jeśli jakakolwiek była, dla mnie klęka. Nie rozumiem poświęcenia dwóch godzin na kadrowanie czyichś rozterek wewnętrznych na temat bycia z młodym chłopakiem, którego zna się od niemowlaka, rozważania czy to dobre, co powiedzą ludzie, co z przyszłością młodych i niedoświadczonych, czy muszą znaleźć sobie kogoś w swoim wieku i co jest nie tak z czterdziestoletnią babą, że jest na poziomie emocjonalnym osiemnastoletniego ciacha? A może to tylko romansik na wyżycie się? I tak dalej i tak dalej, aż do morału, który głosi, że jak próbujesz komuś na siłę zrobić dobrze to robisz komuś źle. No dobra, to tylko kino dla rozrywki, ale rozrywki tam nie było, a końcówka dobija swoją płaskością. Zostaje jakiś niedosyt. Meh.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz